Dużo się mówi, że Boże Narodzenie zostało skomercjalizowane i zmieniło się na amerykańską modłę w wyścig prezentów. Dlatego przewrotnie zachęcam do czerpania z innego święta z metką made in USA – Święta Dziękczynienia. Jednym ze sposobów świętowania go jest wyliczanie rzeczy, za które jest się wdzięcznym.
Jestem wdzięczna za wszystkie pierwsze razy i za wszystkie kolejne. Za pierwszy uśmiech, za pierwsze sięgnięcie po zabawkę, za pierwsze wydane dźwięki. Za te wszystkie drobne rzeczy, które najpierw budzą entuzjazm a potem powszednieją.
Jestem wdzięczna za krótkie chwile samotności. Wtedy mogę spokojnie wypić herbatę bez małej rączki pakującej się do kubka. Wtedy mogę przeczytać dwustronnicowy artykuł za jednym razem a nie na raty. Wtedy mogę w pół godziny kupić kurtkę na zimę, wysłać list i jeszcze spokojnie zjeść ciastko.
Jestem wdzięczna za możliwość obserwowania jak zmieniają się moje dzieci. Od małej plamki na usg, przez bezradnego noworodka, po niemowlaka, który zaczyna na własną rękę eksplorować świat. Od przypadkowego uśmiechu, przez świadome nawiązywanie kontaktu, po dzikie wybuchy śmiechu w trakcie porannej zabawy.
Jestem wdzięczna za zdrowie. Wściekając się na nieczynną windę w metrze czy w przychodni myślę o tym, że to problemy chwilowe. Za rok czy dwa nie będziemy potrzebować wózka. Borykając się z czterema kółkami widzę ile trudności spotyka na swojej drodze osoba niepełnosprawna. Niby to wiedziałam, ale dopiero doświadczając bezpośrednio tych dziesiątek małych przeszkód doceniam w pełni luksus wejścia po schodach na własnych nogach.
Jestem wdzięczna za przespaną noc. Albo dłuższą drzemkę. Swoją albo/i maluchów. Ostatnio rozbawiłam koleżankę stwierdzeniem, że się wyspałam. Wstałam co prawda o 3 rano, ale poszłam spać o 21. 6 godzin nieprzerwanego snu? To zasługuje na świętowanie.
Jestem wdzięczna za rodzinę i przyjaciół. To taki banał, ale prawdziwy. Szczególnie jeśli pomyśli się, że w dzisiejszych czasach powszechnie narzeka się na osłabienie więzi rodzinnych i społecznych. Dlatego jestem wdzięczna. Za pomoc w pierwszych trudnych tygodniach. Za długie rozmowy, podczas których trzeci dzień z rzędu narzekam, że zmieniłam już chyba 100 pieluch danego dnia. Za wsparcie, kiedy całkiem brakuje mi sił.
Jestem wdzięczna za bezpieczeństwo. Nie wiem, czy to kwestia czasów, czy uwrażliwienia po urodzeniu dzieci. Przeżywam jednak wiadomości dużo intensywniej niż kiedyś. I tym bardziej jestem wdzięczna za brak wojny, dostęp do dobrej służby zdrowia i życie w Europie. Nawet porównując z przywołanymi wcześniej Stanami Zjednoczonymi jesteśmy szczęściarami, bo mamy płatny urlop macierzyński.
Jestem wdzięczna za to, że żyję teraz. Wiadomo, nie wszystko jest idealne. Jednak młode mamy mają coraz więcej możliwości. Dzięki internetowi możemy dyskutować, poznawać inne mamy z sąsiedztwa, czy oglądać śmieszne memy o macierzyństwie. Możemy chodzić na różne zajęcia, do kawiarni dla rodziców, czy na seanse dla mam. Jeszcze 20 lat temu nie miałabym tak dobrze.
Dlatego i sobie i Wam życzę na Święta właśnie poczucia wdzięczności za to co mamy. Bo mamy naprawdę dużo.