Czy karmienie piersią jest proste? Moja historia

23 stycznia 2017
Gdybym mogła ponownie przeżyć ciążę…
9 stycznia 2017
Podróżowanie za granicę z niemowlakiem. 6 przydatnych wskazówek
26 stycznia 2017

Ten tekst miałam napisany już od jakiegoś czasu. O tym, że karmienie piersią jest trudne na początku, ale potem jest coraz łatwiej i że zmierzamy ku powolnemu finiszowi.Cóż. Zapeszyłam. Wylądowałam z jednym synkiem w szpitalu i cały misterny system padł. Ale od początku...

Przed porodem nasłuchałam się, że najtrudniejszą sprawą w przypadku noworodków nie jest poród, ale karmienie piersią. Wiadomo, to najlepszy sposób na wykarmienie malucha. Naturalny, bez chemii, dający odporność i jeszcza za darmo. Jednak słuchając (i czytając) historie o tym jakie to trudne, stwierdziłam, że skoro tylu kobietom się nie udaje, to jak ja, z dwójką, mam to osiągnąć ? Na pewno nie dam rady. Cóż, myliłam się. Oto moja historia.

Czytałam, że jeszcze przed porodem kobieta czuje powstający w piersiach pokarm. U mnie to nie miało miejsca (urodziłam kilka tygodni przed terminem). Kiedy pielęgniarki przyniosły mi chłopców do sali pooperacyjnej, od razu, bez pardonu, przystawiły mi ich do piersi. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam za bardzo co się dzieje. Byłam oszołomiona po środkach przeciwbólowych i nadal pełna emocji. Zobaczyłam tylko jak dwie mordki zdecydowanie przesuwają się w moim kierunku i bez niczyjej pomocy zaczynają ssać. Pomyślałam sobie – o, to takie łatwe?

Karmienie 24 h

Już na oddziale próbowałam sama ich przystawiać. Mimo, że czytałam o różnych technikach, używaniu rogali itd., to rzeczywistość przedstawiała się inaczej. Miałam do dyspozycji wąskie łóżko, na którym nie miałam jak usadowić chłopaków bez obawy, żeby nie spadli. W małej salce leżałam naprzeciwko innej pacjentki, do której licznie przychodziła rodzina. Krępowałam się karmić na oczach zupełnie obcych osób. Na dodatek dzień po porodzie odwiedziła mnie teściowa komentując, że nie mam pokarmu i dzieci będą głodne. Na szczęście wiedziałam, że przez pierwsze dwie doby maluszki mają jeszcze zapasy jedzenia z życia płodowego i tak naprawdę karmienie to jazda próbna. Ponadto wystarczy im dosłownie odrobina mleka, żeby się najeść. Gdybym tego jednak nie wiedziała, mogłabym zrezygnować.

W domu poczułam się swobodniej. Wypróbowałam różne techniki i poczułam, że zaczynam łapać na czym to polega. Błąd. Już po kilku dniach odkryłam, że muszę walczyć z zastojem, obolałymi brodawkami i poczuciem, że dzieci się nie najadają. A na dodatek tyle to trwało. Niby wiedziałam, że z początku karmienie zajmuje dużo czasu, ale nie wiedziałam, że aż tyle! Dzień i noc, non stop. Noworodki należy karmić co 3 godziny. Jednak liczenie przerwy zaczyna się od momentu karmienia, a nie jego zakończenia. Przy początkowym karmieniu przez 1-1,5 godziny, zostawały mi zaledwie 2 godziny przerwy.

W dodatku odwiedzała nas rodzina i znajomi, a ja wciąż nie czułam się w pełni swobodnie karmiąc w towarzystwie. Myślałam, że spróbuję przetrwać miesiąc i wtedy się poddam. Miesiąc jakoś minął, było trochę łatwiej. Potem stwierdziłam, że postaram się dotrwać do pół roku, bo takie minimum zaleca Światowa Organizacja Zdrowia. Po mniej więcej trzech miesiącach sytuacja się ustabilizowała. Kiedy już opanowaliśmy podstawy, karmienie okazało się całkiem w porządku. Mogłam karmić podczas podróży i spacerów w parku. W nocy nie trzeba było przygotować specjalnej butelki. Ani pamiętać o wygotowaniu buteli czy kupieniu zapasu mleka. Naturalne karmienie wynikło więc w dużej mierze z lenistwa.

Nieperfekcyjna matka karmiąca

Moja historia nie jest wzorcowa. Popełniłam chyba wszystkie błędy, o których piszą w tekstach na temat karmienia piersią. W pierwszym tygodniu wyszłam sama do przychodni i pozwoliłam karmić chłopców butelką. Zjadłam czekoladę. Podałam smoczka. Podawałam częściej jedną pierś. Miałam nawał, a następnie zastój. Dostałam anginy i musiałam brać antybiotyk. Zaczęłam dokarmiać od 5 miesiąca (za radą pediatry).

Pewnie niejedna laktacyjna doradczyni złapałaby się na to za głowę i wykrzyknęła: Co Pani wyrabia!? Nie byłam zdecydowana za wszelką cenę karmić. Byłam gotowa się poddać, jeśli byłoby zbyt ciężko. Jednak udało się. Czy to zasługa moich ssaków? A może jednak dobrze nie wywierać na siebie zbyt dużej presji ?

Na pewno duże znaczenie ma okres tuż po porodzie. Trzeba mieć wsparcie w szpitalu oraz wsparcie wśród najbliższych. Miałam szczęście trafić do Szpitala Św. Zofii, gdzie karmienie piersią było oczywiste i otrzymałam w tym zakresie pomoc od samego początku. Słyszałam jednak o szpitalach, gdzie naciskano na butelkę. Dlatego myślę, że przy wyborze szpitala warto się również kierować polityką placówki w tym zakresie. Partner też musi być przekonany do karmienia piersią. Na początku potrzeba pomocy przy dostawianiu dziecka. Przy podawaniu szklanki wody (lub całej butelki).

Na tym moja historia karmienia miała się zakończyć. Plan był taki, aby czekać do skończenia przez chłopców roku albo do momentu, aż sami się odstawią. Jednak niespodziewanie trafiłam z chorym synkiem do szpitala. Karmię go piersią, podczas gdy drugi, w domu, je z butelki. Jest ciężko, bo ciało przyzwyczaiło się do podwójnego karmienia. Zobaczymy czy uda się wrócić do normy.

Komentarze są wyłączone.