Cesarskie cięcie. Proces dochodzenia do siebie

26 kwietnia 2017
Cesarskie cięcie. Jak wyglądają przygotowania i operacja.
10 kwietnia 2017
Jak uzyskać becikowe?
8 maja 2017

Czy po CC można karmić? Czy zostaje duża blizna? Ile trwa proces gojenia się ran? Cesarskie cięcie nasuwa wiele pytań, na które postaram się odpowiedzieć.

Poprzednio pisałam o tym jak wygląda przygotowanie i sama operacja. Teraz skupię się na momencie zaraz po CC oraz kolejnych miesiącach. Cały czas piszę o swoim porodzie, czyli zaplanowanej z powodów medycznych cesarce. Inne przypadki, zwłaszcza niepanowanego CC, mogą przebiegać zupełnie inaczej.

Po operacji

Zaraz po zszyciu brzucha zostałam przewieziona do sali pooperacyjnej. Pielęgniarka zabrała na chwilę chłopców, aby przywitali się z tatą. Następnie leżeliśmy razem 8 godzin. Początkowo nic nie czułam, ale po około godzinie zrobiło mi się bardzo zimno, aż szczękałam zębami. Na szczęście co chwila przychodziła położna i pytała się o samopoczucie oraz dodawała kolejne warstwy kocy.

Maluchy mogły być ze mną w łóżku, chociaż jeszcze nie miałam okazji dobrze im się przyjrzeć, bo cały czas leżałam. Bałam się również, że spadną z łóżka, a ja ich nie złapię, bo nie byłam w stanie się ruszać. Na szczęście skupili się na pierwszych próbach karmienia ( z pomocą pielęgniarek). Co jakiś czas przywozili kolejne pacjentki, ale oszołomiona po znieczuleniu nawet nie podejmowałam próby rozmowy.

Mogłam mieć przy sobie telefon, więc skontaktowałam się z kilkoma osobami. Jednocześnie podejście do komórek było w szpitalu niejednoznaczne. Z jednej strony zachęcano mnie, bym wzięła ją ze sobą na blok operacyjny, z drugiej pielęgniarka krzyczała za korzystanie z jej.

Po mniej więcej 8 godzinach przygotowano nam miejsce na oddziale. Zostałam przewieziona do sali, a przejście z jednego łóżka do drugiego było koszmarem. Pielęgniarka powiedziała, że mam pójść pod prysznic, ponieważ najlepiej podjąć pierwsze próby chodzenia jak najszyciej. Łazienka była jakieś 3 metry od mojego łóżka i były to najdłuższe 3 metry w moim życiu. Cała się trząsłam i szłam zgięta jak staruszka, dygocząc z zimna i wyczerpania. Potrzebowałam pomocy, żeby wejść po prysznic i musiałam skorzystać z taboretu po prysznicem, by wytrwać tych kilka minut.

Pierwsze kilka dni musiałam uważać, aby nie zmoczyć opatrunku. Potem polecono mi stosować Octanisept na oczyszczenie rany. Po jakiś 7 dniach wróciłam do szpitala, gdzie zdjęto mi szwy, co trwało sekundę i było bezbolesne.

Miałam szczęście i rana się ładnie goiła, więc przez kilka tygodni musiałam tylko myć ją łagodnym mydłem i oczyszczać Octaniseptem. Miałam również ją "wietrzyć", ale ciężko było mi znaleźć na to czas. Ranę, poza szpitalem, sprawdzała również położna w trakcie trzech kolejnych wizyt.

Kiedy rana już się w miarę zagoiła, zaczęłam ją smarować. Słyszałam różne rekomendacje. Ja stosowałam Alantan plus Contratubex. Teraz, po roku od CC, rana jest grubą na milimetr cienką kreską, niewidoczną pod średnio zabudowanym bikini. Jednak nadal czuję pewne szarpnięcie np. przy podnoszeniu wózka na krawężniku.

Moje wnioski

Pewnie narażę się pisząc, że cesarka, przynajmniej ta bez komplikacji, jest w moim mniemaniu dużo łatwiejsza od porodu siłami natury. Istnieją oczywiście różne możliwe powikłania. Również czas dochodzenia do siebie jest dłuższy (np. nie należy dźwigać przez 1,5 miesiąca), ale w sumie jest to podobne do sytuacji, gdy zostało nacięte krocze. U mnie wszystko przebiegło sprawnie i poza koniecznością pielęgnacji rany nie miałam większych problemów.

Różnica jest również taka, że przy planach kolejnej ciąży lekarze rekomendują, by odczekać min. rok (a spotkałam się też z cezurą 4 lat), aby wewnętrzne rany w pełni się zagoiły. W przeciwnym razie mogłoby dojść do pęknięcia macicy i krwotoku. Obecnie jednak nie ma już zależności, że po jednym porodzie cesarskim cięciem kolejny również musi taki być.

Na pewno przy CC brakowałam mi tych emocji związanych z porodem naturalnym oraz tego, by towarzyszył mi mąż (w niektórych szpitalach partner może być przy CC, ale ponieważ całość trwa niecałą godzinę a osoba towarzysząca i tak czeka za szybą, to zrezygnowaliśmy z tej opcji, ponieważ dodatkowa opłata wynosiła 500 złotych).

Jednocześnie nie zgodzę się, że cesarka to nie poród i że w jakiś sposób jest to gorszy sposób wydania na świat małego człowieka. Nadal istnieje stres i ból oraz emocje związane z powitaniem swojego dziecka. Dodatkowo, wbrew obiegowym opiniom, CC nie uniemożliwia karmienia piersią, szczególnie jeśli dziecko jest przystawiane zaraz po urodzeniu.

W Polsce nie ma CC na żądanie, więc trudno mi powiedzieć, czy polecałabym ten sposób rodzenia. Z pewnością trzeba się inaczej do niego przygotować, ale przy dobrze przeprowadzonej operacji, proces rekonwalescencji przebiega w miarę gładko. Gdybym mogła wybierać, pewnie zdecydowałabym się jednak rodzić naturalnie z uwagi na benefity dla dziecka (m.in. większą odporność).

Komentarze są wyłączone.