Rok. Nie za długo, nie za krótko. Przede mną jeszcze długa droga do bycia wszechwiedzącą i perfekcyjną mamą. Jednak już zdobyłam wiele nowych umiejętności godnych cyrkowych artystów lub agenta Jej Królewskiej Mości.
Zorganizowana co do sekundy
Zawsze uważałam się za dobrą organizatorkę, ale dopiero macierzyństwo wyniosło mnie na nowy poziom. Planuję co do minuty, kiedy muszę się zbierać do wyjścia, aby zdążyć na tramwaj (ten niskopodłogowy). Znam na pamięć windy do metra, te, które zjeżdżają prosto na peron. Skrupulatnie wyliczam, ile zajmie mi przejście z punktu a do punktu b (dzięki czemu przestałam się spóźniać). Trzymam rękę na pulsie w sprawie wizyt u lekarza, badań kontrolnych, dawkowania leków, zapasów jedzenia i pieluszek. Przez sen mogę powiedzieć, ile zostało czystych body i gdzie leży zapasowy smoczek.
Robienie wszystkiego szybko i od razu
Kiedyś kwadrans to było nic. Obecnie jestem w stanie w tym czasie zrobić trzy różne rzeczy. Kiedyś odkładałam obowiązki na później. Teraz wiem, że później może zdarzyć się tysiąc niespodziewanych wydarzeń, więc jak mam chwilę, to załatwiam sprawy od razu. Dzięki temu nie pogrążyłam się jeszcze w chaosie.
Cieszenie się chwilą
Chwila dla siebie jest teraz największą wartością. Przykład? Ostatnio czekałam w kawiarni w kolejce do toalety. Przed dziećmi wkurzałabym się, że muszę tyle stać. Teraz cieszyłam się krótkim momentem dla siebie.
Także czas spędzany we dwójkę zyskał nowy smak. Pamiętam nasze pierwsze samotne wyjście jakiś miesiąc po porodzie. Nie wiedziałam, czy rozmawiać, przytulać się, czy po prostu skakać z radości. Dzięki temu, że nie jest to norma, nawet zwykłe sam na sam na kawie nabiera wyjątkowego charakteru.
Akrobatyczne umiejętności
Zmienianie pieluszki w powietrzu, zakładanie ubranka wyrywającemu się niemowlakowi, karmienie naraz dwóch wygłodniałych buź, usypianiem jedną ręką jednego synka i bawienie drugą drugiego? To moje nowe super umiejętności. Moje palce u stóp zyskały na chwytności, moje ramiona potrafią idealnie balansować odkładanym do łóżeczka ciałkiem. Gdyby w "Mam talent" była kategoria: każdą kończyną robię coś innego, mogłabym się spokojnie zgłosić.
Bezgraniczna cierpliwość
Zajmowanie się na pełen etat dwójką niemowlaków, to spędzanie większości dnia na karmieniu, zmianie pieluszek, usypianiu, tuleniu, uczeniu nowych umiejętności, powtarzaniu po kilkanaście razy, że nie, nie wolno lizać butów i zjadać kabli. Wiele czynności trzeba powtarzać kilkanaście razy. Nad wieloma sprawami ma się ograniczoną kontrolę. Można zaplanować, że uśpi się dzieci w pół godziny i będzie można popracować lub odpocząć, a tu klops. Dzieci nie chcą iść spać i zamiast zasnąć o 19.30, kładą się o 21. Jako osoba, która lubiła mieć kontrolę, ciąglę uczę się cierpliwości.
Wysypianie się bez spania i słuch nietoperza
To jakiś fenomen biologiczny, że od roku nie przespałam całej nocy a i tak jestem (w miarę) wyspana. Czasami pobudek jest dziesięć, czasami cztery. Nie wiedziałam jednak, że można się wysypiać w trakcie tak przerywanego snu. Oraz snu w najdziwniejszy pozycjach świata.
Wykształciłam również słuch nietoperza. Początkowo byłam w stanie przespać płacz noworodka i dopiero poszturchiwanie męża budziło mnie na karmienie. Teraz wyczuwam każdy szmer w pokoju po drugiej stronie mieszkania. Będąc w kinie dla rodziców z dziećmi słyszę jak synek budzi się w wózku po drugiej stronie sali.
Bycie matką to proces
Sądziłam, że jak tylko urodzę, będę instynktownie wiedziała jak być idealną mamą. Tak się nie stało. Oczywiście, dużo rzeczy robię na wyczucie i często się to sprawdza. Równie często jednak nie. Jeśli czegoś się nauczę np. odnośnie pór drzemek, za kilka tygodni może okazać się to nieaktualne. Co chwila muszę uzupełniać wiedzę i rozwijać się, żeby dostosować się do tempa zmian moich szkrabów. To bardziej niesamowita podróż, niż kiedykolwiek sobie wyobrażałam.